W ciągu roku jest jedno święto, kiedy staram się dzień święty święcić. Sama je wybrałam. A może wybrało je coś o wiele głębiej zakorzenionego we mnie.
23 lipca, Międzynarodowy Dzień Włóczkija.
Dzień święty uświęcę. Pojadę na prywatny koniec świata.
Czekam na Męża, który nieszczęśliwie dziś pracuje. Ale nic to. Pakuję śpiwory, kuchenkę, metalowe kubki. Wszystko, co przyda się, by zrobić jedzenie nad brzegiem oceanu. Wszystko, co pozwoli się ogrzać zimną nocą, spędzaną pod gwiazdami. Wino i światełko w sercu. Tyle jeszcze niewybrzmiałego śmiechu. Może klka łez.
Gdy tylko wróci, wyruszamy. Tam, gdzie znalazłam dom.
"Żywy powróciłem do domu
Zaginiony żeglarz
Żywy
Powróciłem do domu
Niczym nurek "
Dopiero tam zrozumiałam, o czym śpiewał Jón Þór Birgisson.
Zanim wyjechaliśmy na Islandię, oglądaliśmy film dokumentalny. Heima. o trasie zespołu Sigur Rós po wyspie. Heima. Dom.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyliśmy Fiordy. Te jedne, wyjątkowe, oddalone od całęgo zgiełku, od reszty domu. Zobaczyliśmy Djúpavik, porzucone miasteczko z górującym nad nim wodospadem. Oboje poczuliśmy szarpnięcie w sercu. To tam, właśnie tam.
Nie mieliśmy niczego. Dopiero co stawialiśmy stopy w świecie, który wyglądał jak obca planeta, którą tak bardzo pragnęliśmy poznać. I gdy tylko znalazła się możliwość, jeden dzień, pożyczony samochód, który był wrakiem- ruszyliśmy. Nie w jakieś bliższe miejsce, nie nad widowiskowe wodspady i czarne plaże- a właśnie dam. Na Fiordy. Do domu.
23 godziny podróży bez snu, gdy słońce nie zachodziło. W tamten Dzień Włóczykija wróciłam do domu.
Muszę tam być choć raz w roku. Latem, gdy wszystko zieleni się, gdy ptaki krzyczą tak, że z głowy wypychają własne myśli. Tam, gdzie z brzegu mogę obserwować fontanny wielorybów, słyszeć ich głęboki wdech przed zanurzeniem. Tam, gdzie czasem na oceanie widać i góry lodowe.
Tam, gdzie jesteśmy sami, będąc razem.
Wietrzę głowę, serce napełniam pięknem i spokojem. Robię zapasy przed kolejną zimą.
Jestem lisem polarnym, który ma jeszcze ciemne futro. Moje oczy są srebrne, odbija się w nich ocean. Skrzą się.
Gubię się w górach, gubię się w przestrzeni wody. I odnajduję siebie na nowo.
Nie ma drugiego takiego miejsca. Nie ma drugiego takiego domu.
W języku islandzkim "heim" oznacza dom. "Heimur" oznacza świat.
Jeszcze tylko parę godzin i wrócę, choć nigdy nie wyjechałam. I dzisiaj na brzegu oceanu, lekko pijana winem, będę tańczyć z Sæglópur w głowie.
Heim. Heimur. Heima.
Tylko tyle.
***
Skoro to Dzień Włóczykija, to nie byłabym sobą, gdyby nie pewne afirmacje. I wam wszystkim życzę też znalezienia cząstki Włóczykija w sobie. A przede wszystkim ,by w każdej podróży znaleźć część domu. Znaleźć dom w sercu, najgłębiej.
Reposted from hormeza via literami